Wiara mojego małego synka
mnie rozczula. Jest dziecinna jak on sam, ale dla mnie tym bardziej godna
pozazdroszczenia, im więcej dostrzegam w moim synku bezgranicznej ufności. Co
jakiś czas Pan go zachęca, by nie ustawał w budowaniu relacji z Nim, chociaż ciężko
jest nam, jako rodzicom wytłumaczyć dziecku, że Bóg to nie Mikołaj od prezentów
i że zwykle na modlitwy, dotyczące wszelkiej maści reklamowanych zabawek i
gadżetów, nie odpowiada. Bywa wszakże i tak, że ja sama obserwując z boku te
niewielkie i nieco większe sprawy, o które modli się mój syn, przekonana o
całkowitym braku powodzenia w konkretnym poruszanym przypadku, wprawiona
zostaję w zdumienie. Począwszy od zagubionego miecza z plastiku, poprzez
zostawioną w szkole książkę z biblioteki, aż do… no właśnie… elektronicznego
„cosia”.
Kilkanaście dni temu Bóg
odpowiedział mojemu dziecku na modlitwę wypowiedzianą gdzieś w maju, przy
okazji obchodzonych przez smroda siódmych urodzin. Dzieci, jak to dzieci – chcą
zwykle mieć to, co zobaczą w reklamach, lub u kolegów, czy rodzeństwa. Mój
synek nie stanowi w tej materii wyjątku. W czasie trwania jego urodzinowej imprezy, córka
szwagra przytargała elektroniczne urządzenie, którym dała mu się pobawić. Nie
trudno było przewidzieć, że z miejsca zapałał chęcią posiadania.
Wytłumaczyliśmy mu z małżonkiem, że za pieniądze, które dostał na urodziny plus
pieniądze, które jeszcze zaoszczędzi - w przyszłości bliższej i dalszej - będzie
mógł sobie takie cudo kupić. Póki co, powinien jednak oddać nam gotówkę, a my, jako
odpowiedzialni rodzice, do tego czasu ją dla niego przechowamy. Przy czym w
głębi serca wiedzieliśmy oboje, że przy ostatnim stanie naszych finansów, zakup
raczej nie nastąpi zbyt szybko…
Mamy sierpień – młody dostał
prezent, który niespodziewanie dla mnie samej otrzymałam z informacją, że
starania o jego uzyskanie w ramach obdarowania mnie zaczęły się w… maju. Mnie
nie bawią elektroniczne gadżety, zapewne dlatego, że nie odczuwam potrzeby
grania w żadne gry, więc nawet wyposażonej w takie bajery komórki używam wyłącznie do
telefonowania i pisania smsów. Także na pewno nie jest to trafiony prezent dla
mnie. A ponieważ kasę młodego przejedliśmy niedługo po tym, jak ją nam naiwnie
wręczył… (oczywiście nosząc się z zamiarem zwrotu tej cichej pożyczki, kiedy
młody dostanie kolejne pieniądze, co jak nam się wydawało, powinno nastąpić
najprędzej przy okazji ósmych urodzin)…myślę sobie, że i dla nas i dla niego,
to rozwiązanie jest jedynym, które nie powoduje deficytu w domowym budżecie, a
załatwia wszystko od ręki… Rozwiązanie, na które nie wpadłabym nigdy, no bo
niby jak miałabym z czystym sumieniem prosić Pana o takie bzdety?….
Zatem
proście a będzie wam dane…
Nawet
jeśli wydaje się, że sprawa jest z góry przegrana….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz