piątek, 9 sierpnia 2013

"Proście, a będzie wam dane,(...) " Mateusza 7:7


Wiara mojego małego synka mnie rozczula. Jest dziecinna jak on sam, ale dla mnie tym bardziej godna pozazdroszczenia, im więcej dostrzegam w moim synku bezgranicznej ufności. Co jakiś czas Pan go zachęca, by nie ustawał w budowaniu relacji z Nim, chociaż ciężko jest nam, jako rodzicom wytłumaczyć dziecku, że Bóg to nie Mikołaj od prezentów i że zwykle na modlitwy, dotyczące wszelkiej maści reklamowanych zabawek i gadżetów, nie odpowiada. Bywa wszakże i tak, że ja sama obserwując z boku te niewielkie i nieco większe sprawy, o które modli się mój syn, przekonana o całkowitym braku powodzenia w konkretnym poruszanym przypadku, wprawiona zostaję w zdumienie. Począwszy od zagubionego miecza z plastiku, poprzez zostawioną w szkole książkę z biblioteki, aż do… no właśnie… elektronicznego „cosia”.

Kilkanaście dni temu Bóg odpowiedział mojemu dziecku na modlitwę wypowiedzianą gdzieś w maju, przy okazji obchodzonych przez smroda siódmych urodzin. Dzieci, jak to dzieci – chcą zwykle mieć to, co zobaczą w reklamach, lub u kolegów, czy rodzeństwa. Mój synek nie stanowi w tej materii wyjątku. W czasie trwania jego urodzinowej imprezy, córka szwagra przytargała elektroniczne urządzenie, którym dała mu się pobawić. Nie trudno było przewidzieć, że z miejsca zapałał chęcią posiadania. Wytłumaczyliśmy mu z małżonkiem, że za pieniądze, które dostał na urodziny plus pieniądze, które jeszcze zaoszczędzi - w przyszłości bliższej i dalszej - będzie mógł sobie takie cudo kupić. Póki co, powinien jednak oddać nam gotówkę, a my, jako odpowiedzialni rodzice, do tego czasu ją dla niego przechowamy. Przy czym w głębi serca wiedzieliśmy oboje, że przy ostatnim stanie naszych finansów, zakup raczej nie nastąpi zbyt szybko…

Mamy sierpień – młody dostał prezent, który niespodziewanie dla mnie samej otrzymałam z informacją, że starania o jego uzyskanie w ramach obdarowania mnie zaczęły się w… maju. Mnie nie bawią elektroniczne gadżety, zapewne dlatego, że nie odczuwam potrzeby grania w żadne gry, więc nawet wyposażonej w takie bajery komórki używam wyłącznie do telefonowania i pisania smsów. Także na pewno nie jest to trafiony prezent dla mnie. A ponieważ kasę młodego przejedliśmy niedługo po tym, jak ją nam naiwnie wręczył… (oczywiście nosząc się z zamiarem zwrotu tej cichej pożyczki, kiedy młody dostanie kolejne pieniądze, co jak nam się wydawało, powinno nastąpić najprędzej przy okazji ósmych urodzin)…myślę sobie, że i dla nas i dla niego, to rozwiązanie jest jedynym, które nie powoduje deficytu w domowym budżecie, a załatwia wszystko od ręki… Rozwiązanie, na które nie wpadłabym nigdy, no bo niby jak miałabym z czystym sumieniem prosić Pana o takie bzdety?….

Zatem proście a będzie wam dane…

Nawet jeśli wydaje się, że sprawa jest z góry przegrana….

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz