piątek, 27 lipca 2012

„Potem rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego.” 1 Księga Mojżeszowa 2:18


Wołam do Niego, żeby rozwiązał za mnie sytuacje, z którymi sobie nie radzę – bo pomimo tego , że wydaje mi się, iż rozgryzłam już jakoś schemat, według jakiego funkcjonujemy w naszych relacjach, to okazuje się, że wciąż stąpam po omacku. To jest tak, jakbym brała udział w jakiejś filmowej adaptacji filmu, gdzie niczym Indiana Jones przedzieram się przez pełne pajęczyn korytarze, gdzie podłoga z kamiennych, pozornie niczym się od siebie nie różniących płyt, może nagle za jednym stąpnięciem włączyć mechanizm, który pośle w moją osobę setki strzał. Niby stanęłam tak samo, a jednak…

Jestem typem planującym. Nie umiem żyć bez nakreślenia przynajmniej delikatnego szkicu tego, co będę robiła w ciągu najbliższego tygodnia.  Dawniej malowałam  w głowie całe plany kolejnych dni  z najdrobniejszymi szczegółami. Pracowicie dopieszczałam poszczególne etapy tej misternej kompozycji i strasznie mnie złościło, kiedy ktoś mi coś pozmieniał. Byłam centrum własnego, namalowanego przez siebie wszechświata.  Przez ostatnie lata nauczyłam się robić wyłącznie szkice…. Ołówkiem… Tak, żeby można było nanieść poprawki zanim wyłoni się ostateczny, jako taki obraz. To taki kompromis – przejście od Panoramy Racławickiej do szkicu węglem. Inaczej, w moim odczuciu, się nie da. Dałoby się gdybym była bezdzietną „singielką”. Gdyby nikt nie był ode mnie zależny, a ja nie byłabym zależna od nikogo. Kiedy się ma dwoje dzieci i cały bałagan ze szkołami, przedszkolami, wakacjami, zakupami itd. itp. na głowie, nie można funkcjonować bez planu. Oczywiście łatwo jest twierdzić, że się da, kiedy całe planowanie zostawia się na głowie drugiej połowy… Kiedy skarpetki same się układają w stosiki i wędrują do szuflady z bielizną, kiedy chlebek na kolację i wędlinka zawsze są gotowe, kiedy wszelkie należności są popłacone i nikt nam nie odcina zasilania z powodu przegapienia rachunku. Oznacza to ni mniej ni więcej, że machina funkcjonuje prawidłowo, a my możemy beztrosko oddać się ulubionemu zajęciu…

Do tego czasami jest tak, że jestem chwalona za to, że zawsze pamiętam o urodzinach imieninach i rocznicach i planuję to, co komu i kiedy i jak, a czasami za to, że planuję i myślę wielotorowo jestem krytykowana…

Dzisiaj jestem mocno rozżalona, tym bardziej, że czuję się tak, jakby jedyną osobą, na którą mogę liczyć była moja własna osoba, co przy narastającym wrażeniu, że nie udźwignę już niczego więcej, nie wróży niczego dobrego. Nie chce być pozostawiona sama sobie – potrzebuję pomocy, potrzebuję poczucia, że ta część obowiązków, która w jakiś niesamowity sposób znalazła się na mojej głowie, nie jest wyłącznie moją sprawą, że moi ukochani są w stanie przejąć ode mnie niektóre sprawy zanim kompletnie mnie wypalą.  Postanowiłam zatem, że nie będę się przejmowała i planowała, pranie się samo nie zrobi, zakupy się nie kupią, śniadanie nie postawi się na stole, mimo tego, że nie do końca odpowiada mi towarzyszące temu uczucie dyskomfortu. Może coś dotrze?...

Może ochota żeby uciec - spakować manatki i wyjechać gdzieś, gdzie nie będę nikomu przeszkadzała i będę miała trochę czasu dla siebie, znowu opadnie do akceptowalnego poziomu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz