czwartek, 21 lutego 2013

„Słodkie jest światło i miło jest oczom oglądać słońce.” Kaznodziei Salomona 11:7


Niechże się już skończy ta zima. Potrzebuję światła… Kiedy świeci słońce, te wszystkie kamyczki w ogródku mojej egzystencji nawet nie wyglądają tak najgorzej. Długotrwały jego brak powoduje, że popadam w deprechę i wszystko mnie dobija. Staram się nie ulegać – zmuszam się do uśmiechu i spokojnego odpowiadania na najgłupsze nawet pytania, oddaję się szaleństwu gotowania nowych, wymyślnych potraw w przekonaniu, że na zmartwienia najlepsza jest wymagająca myślenia praca i nieautomatyczne działanie. Staram się dostrzegać pozytywy takie, jak zupa cebulowa… nawet niekiepskie zdrowie…  kochający mąż…  Co z tego, kiedy co chwila wdziera się myśl: „ cholera nie dam rady!”, a wewnątrz głowy słyszę takie cichutkie piiiiiiiiiiiiii i rysuje mi się coraz dłuższa lista powodów, dla których powinnam jednak ulec niesamowicie kuszącej perspektywie zdołowania się.

... szkolny pedagog zgłaszający problemy emocjonalne dorastającej córki … kardiolog syna …  ukruszony ząb… zepsuty blender … tylna opona do moto, która krzyczy żeby ją wymienić, a ja mam przecież ważniejsze wydatki… pozimowe 5 kilo więcej … moje ulubione buty, które właśnie dokonały żywota  itd. itp. (no jasne - tu wyliczać jest dużo łatwiej)

W dodatku odkąd pamiętam, biją się we mnie dwie zupełnie odmienne osoby, zresztą pokuszę się o twierdzenie, że być może nie tylko we mnie…

Jedna jest wredną, złośliwą karlicą, której ulubionym zajęciem jest wynajdowanie błędów i potknięć niedoskonałego świata naokoło tak, żeby chociaż na chwilkę mogła urosnąć w swoich własnych kaprawych oczkach.

Druga wciąż powtarza, że należy patrzeć na sytuacje z różnych perspektyw, okazywać zrozumienie i szukać zawsze możliwie najmniej krzywdzącego wytłumaczenia, zamiast orzekać od razu, że pewna rzecz dzieje się z powodu wrodzonej skłonności do bycia chamem i egoistą, co drugiego napotkanego na drodze człowieka. I nie ważne, jak bardzo okoliczności sugerują, że motywy jego działania wynikają właśnie z tego.

Kiedy byłam nastolatką, nie mogąc się widocznie nadziwić dwoistości swojej natury, popełniłam nawet wiersz dotykający tego tematu… ale o tym może kiedy indziej.

W każdym bądź razie pomna przeczytanej niedawno opowieści o dwóch wilkach żyjących w ludzkiej duszy, staram się „karmić” tylko tę drugą i nadziwić się nie mogę, że pomimo moich starań, żeby karlica wreszcie zdechła z głodu, ona jakimś cudem i tak się nażre… Zawsze znajdzie sposób…

 

Ech Panie.

Ześlij już tę wiosnę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz