Niechże się już skończy ta zima. Potrzebuję światła…
Kiedy świeci słońce, te wszystkie kamyczki w ogródku mojej egzystencji nawet nie
wyglądają tak najgorzej. Długotrwały jego brak powoduje, że popadam w deprechę
i wszystko mnie dobija. Staram się nie ulegać – zmuszam się do uśmiechu i
spokojnego odpowiadania na najgłupsze nawet pytania, oddaję się szaleństwu
gotowania nowych, wymyślnych potraw w przekonaniu, że na zmartwienia najlepsza
jest wymagająca myślenia praca i nieautomatyczne działanie. Staram się
dostrzegać pozytywy takie, jak zupa cebulowa… nawet niekiepskie zdrowie… kochający mąż… Co z tego, kiedy co chwila wdziera się myśl: „
cholera nie dam rady!”, a wewnątrz głowy słyszę takie cichutkie piiiiiiiiiiiiii
i rysuje mi się coraz dłuższa lista powodów, dla których powinnam jednak ulec
niesamowicie kuszącej perspektywie zdołowania się.
...
szkolny pedagog zgłaszający problemy emocjonalne dorastającej córki … kardiolog
syna … ukruszony ząb… zepsuty blender …
tylna opona do moto, która krzyczy żeby ją wymienić, a ja mam przecież ważniejsze wydatki…
pozimowe 5 kilo więcej … moje ulubione buty, które właśnie dokonały żywota itd. itp. (no jasne - tu wyliczać jest dużo
łatwiej)
W
dodatku odkąd pamiętam, biją się we mnie dwie zupełnie odmienne osoby, zresztą
pokuszę się o twierdzenie, że być może nie tylko we mnie…
Jedna jest wredną, złośliwą karlicą, której ulubionym
zajęciem jest wynajdowanie błędów i potknięć niedoskonałego świata naokoło tak,
żeby chociaż na chwilkę mogła urosnąć w swoich własnych kaprawych oczkach.
Druga wciąż powtarza, że należy patrzeć na sytuacje z
różnych perspektyw, okazywać zrozumienie i szukać zawsze możliwie najmniej
krzywdzącego wytłumaczenia, zamiast orzekać od razu, że pewna rzecz dzieje się
z powodu wrodzonej skłonności do bycia chamem i egoistą, co drugiego napotkanego
na drodze człowieka. I nie ważne, jak bardzo okoliczności sugerują, że motywy jego
działania wynikają właśnie z tego.
Kiedy byłam nastolatką, nie mogąc się widocznie
nadziwić dwoistości swojej natury, popełniłam nawet wiersz dotykający tego
tematu… ale o tym może kiedy indziej.
W każdym bądź razie pomna przeczytanej niedawno
opowieści o dwóch wilkach żyjących w ludzkiej duszy, staram się „karmić” tylko
tę drugą i nadziwić się nie mogę, że pomimo moich starań, żeby karlica wreszcie zdechła
z głodu, ona jakimś cudem i tak się nażre… Zawsze znajdzie sposób…
Ech
Panie.
Ześlij
już tę wiosnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz