Dzisiaj będzie wiersz. Napisałam go jakieś 20 lat
temu (jako zbuntowana nastolatka) i ze smutkiem muszę przyznać, że niewiele się przez ten czas zmieniło. Zresztą
temat rozdwojenia duszy wraca do mnie co jakiś czas i krąży po mojej głowie
płodząc dziwne teksty. Poniżej jeden z nich:
MOJE DWIE TWARZE
Dwie nadziemskie istoty
Zamknięte w ciasnej przestrzeni
Jednego kruchego ciała
Budowli ze światła i cieni
Zamknięte w ciasnej przestrzeni
Jednego kruchego ciała
Budowli ze światła i cieni
Jedna ma oczy ze stali
Płonące niczym pochodnie
Druga ma oczy błękitne
patrzące na świat łagodnie
Obie są silne i trwałe
Żyją, by toczyć swą walkę
Każda chce, jak najbardziej
Osłabić swoją rywalkę
I żadna nie może sprawić,
By druga znalazła się w grobie
Bo tak są skonstruowane
Że śmierć przyjdzie zabrać je obie
Tak więc skazane na siebie
Kołując się w lichym ciele
Szarpiąc się pazurami
Pławią się w krwawym dziele
Gdy wygra stalowo-oka
To mówisz, że drażnię Ciebie
Gdy dobra pięść wzniesie w górę
Przytulasz mnie mocno do siebie
Chcę byś zrozumiał kochany
To nie są zwykłe miraże
Mam jedno ciało na zewnątrz,
Lecz wewnątrz mnie dwie są twarze.
Więc uwierz i nie mów nigdy,
Że druga twarz nie istnieje
Ja tylko ją osłabiłam
I wkrótce znów wydobrzeje
I będzie strzelała słowami,
Od których zaczniesz się dławić
I będzie rzucać oszczerstwa,
By Cię w nich taplać i pławić
I będzie wyć ponad Tobą
I ostre zaciskać kleszcze
Dopóki sił nie odzyskam
By ją osłabić raz jeszcze.
Tak walcząc i przegrywając
I niszcząc ciało do szczętu
Dotrwamy obie do końca
By umrzeć pośród zamętu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz