czwartek, 6 marca 2014

"Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie." List Jakuba 1:2



 
Naprawdę staram się brać to, co ostatnio dzieje się w moim życiu na spokojnie, tylko ciało nie chce się dać oszukać i co chwila wywala mi zimno na wardze, albo tak jak dzisiaj zaczynam ranek bólem głowy. Kryzys, który nas dopadł ma się świetnie i póki co nadal nie chce odpuścić. Co prawda nie jest jeszcze najgorzej, mamy gdzie mieszkać, w co się ubrać i co jeść, dodatkowo wokół nas kręcą się różni życzliwi ludzie wspomagając nas tym czym mogą, lecz mimo to, brak pracy oraz niespodziewana awaria środków transportu i kumulujące się w marcu rozmaite opłaty, trochę nam wsiadają na psychę.
Wtorkowy wieczór był dla mnie wyjątkowo trudny. Wszystko we mnie wrzeszczało i flaki mi się wywracały na myśl o tym, że po kłótni z mężem będę musiała jak gdyby nigdy nic iść na grupę i modlić się do Boga, którego właśnie obraziłam i zawiodłam swoją wstrętną postawą. Cichutki, syczący głosik szeptał – nie idź tam, jesteś niegodna i oszukujesz wszystkich naokoło… Jednak poszłam i jak zwykle nie żałuję, że nie posłuchałam owego głosu.  Rozmowa z ludźmi dojrzałymi w wierze dobrze mi robi. Pozwala zmienić perspektywę i podnosi mojego upadłego ducha z błota. Ładuje ledwo zipiące ze stresu akumulatory i sprawia, że znów zaczynam nieco odważniej i z nadzieją patrzeć w przyszłość. Bo jeśli prawdą jest, że te wszystkie kłopoty wynikają z tego, że coś zaczynam robić dobrze i mają na celu zdezorientować mnie i zepchnąć z obranej drogi, to faktycznie powinnam uważać siebie za szczęściarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz