piątek, 24 października 2014

„Patrzcie teraz, że to Ja, Ja jestem A oprócz mnie nie ma boga. Ja pozbawiam życia i darzę życiem, Ja ranię i leczę, I z ręki mojej nikt nie zdoła się wyrwać.” 5 Księga Mojżeszowa 32:39


Chciałabym się podzielić moimi ostatnimi przemyśleniami na temat kruchości ludzkiego życia i dziwnych sytuacji, na które, w ciągu naszej krótkiej egzystencji, jesteśmy narażeni. Zaliczam się raczej do zdrowych osób, chociaż przy okazji mojej ostatnio odkrytej przypadłości, znajoma zwróciła mi uwagę, że większość ludzi przechodzi grypę albo katar, a ja co chwila nabawiam się jakichś dziwadeł. Faktycznie rzadko kiedy choruję normalnie. To znaczy, jak najbardziej zdarzają mi się wirusowe zapalenia gardła, czy problemy z zatokami, ale równie często nadrywam sobie jakieś ścięgna (pociągnął mnie piesek na spacerze), dostaję zapalenia mięśni kręgosłupa (6 godzin spinningu), problemów ze stawem skokowym (postanowiłam zaliczyć motocyklem glebę na żwirku), czy moja ostania perełka – zwężenie tętnicy w lewym oku (przyczyna póki co nieznana). W większości przypadków można by rzec, że taka ze mnie pierdoła…

Od momentu, kiedy postanowiłam sprawdzić latający mi przed okiem dziwny cień, czyli od minionego poniedziałku, biegam od lekarza do lekarza i na razie nie wiadomo, jaki jest powód takiego stanu rzeczy. Zaliczyłam już „masaż” gałki ocznej, rozmaite badania mające sprawdzić, czy nie mam cukrzycy, za wysokiego cholesterolu, zakrzepicy, anemii itp. I wszędzie wychodzi, że jestem zdrowa jak koń. Przede mną kolejna ciekawa tortura -  podanie dożylnie kontrastu celem sprawdzenia naczyń krwionośnych w oku. W dodatku po badaniu będę cała żółta, a to nie jest kolor, w którym mi do twarzy, także czekam niecierpliwie…

Przystaję na chwilę w codziennym biegu i zastanawiam się, po co to wszystko. Nie martwię się tym, w każdym razie nie za bardzo. Moje uczucia mogłabym określić prędzej, jako spokój. Tym, co mnie zasmuca w całej tej sytuacji, to stres, jakiego doświadcza mój mąż. To mu wyraźnie nie służy, a ja póki co nie bardzo wiem jak mu pomóc.

Myślę też o tym, w jaki sposób Bóg odbierze sobie z tego należną mu chwałę? A może cel jest zupełnie inny? Może czeka mnie jakaś niepowtarzalna okazja do rozwoju jednego z tych elementów mojego charakteru, który najwyraźniej kuleje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz