wtorek, 14 lutego 2012

„Wielkie wody nie ugaszą miłości, a strumienie nie zaleją jej. Jeśliby kto chciał oddać za miłość całe swoje mienie, to czy zasługuje na pogardę?” Pieśń nad Pieśniami 8:7

Dzisiaj Walentynki. Ponoć patron dnia zakochanych jest również patronem” ciężkich chorób, zwłaszcza umysłowych, nerwowych i epilepsji”. Obśmiałam się kiedy Wikipedia raczyła mi to oznajmić, ale po cichu myślę, że coś tam wspólnego w definicji miłości z opisem szajby na pewno się znajdzie. Przypominam sobie, jak irracjonalnie zachowywaliśmy się na początku naszego związku ja i mój małżonek. Gdyby tak jakimś cudem przenieść te „objawy” do naszego teraźniejszego życia myślę, że bez wątpienia uznano by nas za niepoczytalnych. W tamtym burzliwym okresie sypialiśmy po 4 godziny na dobę, każda chwila spędzona osobno była wiecznością - istne szaleństwo, ale jakże przyjemne szaleństwo, jakże emocjonujące...
Wracając do dnia św. Walentego, to wcale nie zamierzam spędzać go w jakiś wyjątkowy sposób. Skusiłam się kiedyś na pójście w ten dzień do kina i chyba w życiu żaden film tak mnie nie rozczarował, jak ten, który wtedy było mi dane zobaczyć. Znaczy się ja rozumiem, że większość z „zakochanych” poszła do kina, a nie na film, ale bez przesady... Chociaż i tak to doświadczenie uważam za cenne, ponieważ odniosłam korzyść, w postaci nie odczuwania przeze mnie potrzeby czepiania się o celebrowanie na siłę tego typu masowo-musowych świąt. Oczywiście nie potępiam ani nie obśmiewam, jeśli ktoś lubi Walentynki i potrzebuje spędzić je wyjątkowo – jego prawo. W tym roku jedyne, co zrobiłam „owczym pędem”, to zakup trzech piernikowych serduszek z lukrowym napisem „Kocham Cię”, zamiast zwykłych ciastek, które to z racji tego, że w kwestii obdarowywania nie należę do zbyt cierpliwych osób, wręczyłam ukochanym (mężowi i dzieciom) już wczoraj. Staram się nie ulegać psychologii tłumu ponad miarę, do tego uważam, że powinniśmy robić wszystko, aby większość dni w roku przypominała pewnego rodzaju Walentynki i to nie tylko w obrębie mojego własnego małżeństwa. I nie mam tu na myśli kupowania serduszek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz