poniedziałek, 11 lipca 2011

„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że podobni jesteście do grobów pobielanych, które na zewnątrz wyglądają pięknie, ale wewnątrz są pełne trupich kości i wszelakiej nieczystości” Mateusza 23:27

Życie na pokaz, zakładanie masek i robienie dobrej miny do złej gry. Zaczęłam rozmyślać nad tendencją co poniektórych do gotowania sobie małego piekiełka. Nie mówię tu o sytuacjach, których doświadczamy wszyscy, takich jak kłótnia ze współmałżonkiem, kiedy wylewamy na jego głowę wiadro pomyj by, ledwo przebrzmi ostatnie zdanie, szybciutko sobie uzmysłowić, że to koloryzowanie wynikające z emocji, a osoba obarczona wysłuchaniem naszych żali pozostaje z otwartymi ustami nie rozumiejąc, jak możemy tak szybko zmienić zdanie. Mówię o nałogowym udawaniu, że wszystko jest w porządku, pomimo ewidentnych, widocznych dla szerokiego grona objawów, świadczących o czymś przeciwnym. Rozprawiam o zaprzeczaniu rzeczywistości, dla wątpliwych korzyści, innymi słowy o zwyczajnej obłudzie. Maski zakładamy wszyscy, ale nie wszyscy ze słusznych powodów. Czasami zaciskamy zęby i przyjmujemy jakąś sprawę z podniesionym czołem, chociaż wnętrzności nam wykręca, dla dobra innej osoby, lub wyłącznie z powodu świętego spokoju. Trafiają się takie sytuacje, że pomimo, iż obłuda to dla mnie rzecz wstrętna, to czasami dopuszczam niektóre łagodne jej odmiany. Komplikacje pojawiają się gdy w mojej, mam nadzieję trzeźwej ocenie, nie jest to drobne przemilczenie pytania – „czy smakował Ci kotlet”,  by niepotrzebnie nie urazić kucharza, ale kwestia dotyczy spraw o wiele poważniejszych. Zagadnieniem dużo większego kalibru jest, samemu będąc wegetarianinem publiczne zażeranie z uśmiechem kotletów i namawianie innych nie jedzących mięsa, do uczestniczenia w podobnym przedstawieniu z przykazaniem, by również udawali, że jest cudownie i nie widzą do czego się ich próbuje wykorzystać. Chociaż nie – jest chyba jednak coś o wiele gorszego – to pretensja, że nie chcesz grać w takie gierki, że odmawiasz udziału i wszelkiego rodzaju formy karania Cię za to – tańcz chochole do cholery! Nie zamierzam bawić się w takie rzeczy. Chociaż z reguły potrzeba naprawdę wiele, żeby mi się przelało i zwykle bywam raczej taktowna, to jednak bywają dni, kiedy niestety nie jestem w stanie zrezygnować z własnych przekonań w imię wątpliwych cudzych „wartości” i jeśli ktoś ma chęć mnie za to piętnować – cóż ... jego problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz