czwartek, 7 lipca 2011

„Niechaj więc mowa wasza będzie: Tak - tak, nie - nie, bo co ponadto jest, to jest od złego” Mateusza 5:37

Zastanawiam się z coraz większym zdziwieniem i twarz wykrzywia mi się w podkówkę z nieukrywanego obrzydzenia, nad dzisiejszą tendencją do nie podejmowania zobowiązań. Temat powraca jak bumerang. O, ja też nie jestem wolna od wycofywania się z raz danych obietnic - nie chcę zostać źle zrozumiana, przykłady z mojego własnego poletka można by mnożyć, lecz jakoś tak, zapewne zwyczajnie w myśl zasady belki i źdźbła, u innych dostrzegam więcej i wyraźniej niż u siebie... Staram się wyciągać z tego wnioski i naukę na przyszłość. Staram, to odpowiednie słowo... Już wiele lat temu jedna z najbliższych mi wtedy osób pokazała mi, przy okazji pewnej niezbyt chwalebnej dla mnie historii, że podejmując rozmaite aktywności, wiążące się z niewątpliwym oddziaływaniem na innych, muszę starać się usiąść z boku, odwrócić sytuację, lub podjąć inne niezbędne czynności, żeby mieć pełny obraz mającego zaistnieć zdarzenia i móc zachować się właściwie. To trudne, ponieważ wyklucza możliwość usprawiedliwienia się przy użyciu wyślizganego „ale ja nie sądziłam, że...” Zdarza mi się więc czasem, pomimo irytującego, narastającego głosiku mojego prawie nigdy nie śpiącego sumienia, unikać takich działań powodowana rozszalałą emocją, lub zwyczajnie - z czystą premedytacją, dla wątpliwej przyjemności poczucia się wolną (?!). Ileż to razy przekonywałam sama siebie, że kac moralny nie jest tak uciążliwy, zanim naprawdę mnie nie dopadł... To prawda, że przeżyte doświadczenia ukształtowały mnie, zmieniły na zawsze i oto jestem dzisiaj taka, jaką zapewne miałam być, ale wątpliwe to pocieszenie, ponieważ wolałabym ich nie przeżywać, lub chociaż uchronić się od podobnych rozterek, lecz wszyscy mamy tendencję do stawiania siebie w centrum wszechświata, chociaż nie wszyscy jesteśmy w stanie to wytrzymać. Chcę podejmować zobowiązania i trwać w nich o ile po obrobieniu ich we wszystkie możliwe strony stwierdzę, że są one słuszne i mogą się Jemu podobać. Nie chcę się upodabniać do tego świata, który namawia nas do działań przeciwnych, mnożąc krótko i długoterminowe nieszczęście. Dlatego przeszło dwa lata temu z kawałkiem postanowiłam, że tak – spędzę z moim ukochanym resztę życia składając podpis na odpowiednim dokumencie, chociaż miałby być najbardziej upierdliwym facetem na ziemi, tak - wytrzymam różne wzloty i upadki w naszej codzienności, tak - będę walczyła o to, żeby było coraz lepiej, tak, tak, tak... Nie – nie pozwolę sobie na powrót starego człowieka we mnie, choć przecież nie jestem w stanie zupełnie się go wyrzec to, jeśli zbyt wysoko się we mnie podniesie, poczekam aż wystawi tyłek na tyle mocno, żeby mu w niego sprzedać porządnego kopa, nie - nie pozwolę sobie na leniwe przemijanie, nie – nie zamilknę i nie będę wmawiała sobie i innym, że białe jest czarne, a czarne jest białe tylko dlatego, żeby poprawić komuś samopoczucie nie, nie, nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz